Topole, których kwitnięcie daje się we znaki mieszkańcom wielu polskich miast, w Słupsku idą pod przysłowiowy topór. Rozpoczęła się ich wycinka, chociaż nie w takiej skali, jaka będzie wyraźnie odczuwalna w czasie roznoszenia przez wiatr puchu kielichowego.
Drzewa te w latach 60. i 70. minionego wieku chętnie sadzono na nowych osiedlach mieszkaniowych. Charakteryzowały się widocznym szybkim wzrostem, dlatego nasadzano je w dużych ilościach. Słupsk szybko stał się zielonym miastem, za co chwalono nas nawet w ogólnopolskich mediach. Niestety, kiedy topole osiągają wiek dojrzały, wiatr zdejmuje z nich i roznosi tzw. puch kielichowy, który sam w sobie nie ma właściwości alergicznych, jest jednak mocno dokuczliwy, jako że pojawia się na ulicach w dużych ilościach. Od lat mówi się o wycinaniu tych drzew w mieście i zastępowaniu ich inną zielenią. I jak to w Słupsku – jeśli się mówi o jakichś zamiarach, to się mówi. Wcześniej wycinkę drzew utrudniały rygorystyczne przepisy dotyczące ekologii. Po niedawnych zmianach w tej sferze decyzję o zmniejszaniu drzewostanu w mieście podejmuje urząd marszałkowski i jest z tym dużo łatwiej. W Słupsku zaczęła się właśnie wycinka topoli. Oczywiście, nie przytaczanym tu toporem, a piłą łańcuchową i nie w całości, a partiami, gdyż obalenie wielkich drzew w terenie zabudowanym jest praktycznie niemożliwe i niebezpieczne.
Na razie wycinka prowadzona jest jeszcze w niewielkiej skali i tylko w niektórych miejscach, np. w okolicy ulicy Grodzkiej przy rzece. W innych miejscach specjalistyczna firma ogranicza się tylko do przycinania konarów. Jest jednak nadzieja, że ten gatunek drzew będzie systematycznie zastępowany nasadzeniami innych gatunków, bardziej przyjaznych ludziom.