Piłkarze Gryfa Słupsk S.A miłym akcentem zakończyli na Zielonej w Słupsku mecz z Wierzycą Pelplin. W przedostatnim meczu rundy jesiennej pokonali drużynę z Kociewia 5:2.
Od pierwszych minut meczu, mimo że obie drużyny zachowawczo budowały swoje akcje, to jednak słupszczanie starali się częściej atakować. Już w 10. minucie po jednym z pierwszych i bardzo udanych ataków Gryfa Kacper Bednarczyk z lewej strony pola karnego uderzył lewą nogą w samo okienko, otwierając tym samym wynik meczu. Wierzyca nie była dłużna, starała się zaskoczyć Kamila Gołębiewskiego po strzałach Łukasza Rackiego. Słupszczanie grający niezwykle ofensywnie dopięli swego. Wojciech Barnik podał do Marcjana Majchera, który z 16 metrów płaskim strzałem zaskoczył bramkarza gości Wojciecha Karwackiego. Prowadzenie Gryfa 2:0 nie załamało drużyny z Kociewia. W 26. minucie Łukasz Racki strzałem z 15 metrów zdobył kontaktowego gola. Chwilę potem z 25 metrów po składnej akcji Gryfitów Kacper Jendruch podwyższył wynik na 3:1. Ten gol padł po odbiciu się piłki od zawodnika gości, Miłosza Manuszewskiego. Osiem minut później, w 35. minucie, Daniel Sławiński na 11. metrze ograł Josepha Amoaha i wynik był 3:2. W tej fazie gry najlepszą sytuację zaprzepaścił Daniel Piechowski, który – będąc sam przed bramką – uderzył piłkę nad poprzeczką. Już do końca pierwszej połowy utrzymał się wynik 3:2.
Druga połowa nie była już tak porywającym widowiskiem. Goście odczuwali skutki biegania po ciężkim boisku do jakiego przyzwyczajeni są Gryfici. Gospodarze mający miano zespołu, którego jeszcze nikt nie pokonał na ich terenie, udanie kontrolowali wydarzenia na boisku. W samej końcówce, w 85. i 88. minucie Damian Mikołajczyk dwa razy trafił do siatki Wierzycy. Drugiego gola zdobył po rzucie karnym. Tak więc słupscy kibice zobaczyli siedem ładnych bramek, w tym pięć Gryfa.
Ostatni mecz przed własną publicznością podsumował trener Gryfa Grzegorz Bednarczyk:
– Można powiedzieć, z piekła do nieba, z nieba do piekła, ale z happy endem – tak wyglądało to spotkanie. Na pewno cieszymy się ze zwycięstwa – strzelonych pięciu bramek, ale i było dużo nerwowości i prostych błędów, co zaowocowało utraconymi bramkami. Ta nerwowość wynikała po części z braku Tomka Piekarskiego, aczkolwiek są inni zawodnicy, którzy chcą pokazać swoje umiejętności i dobrze się z tego wywiązywali. Druga sprawa – boisko, wiadomo, o tej porze nie najlepsze. Błąd nasz polegał też na tym, że za bardzo staraliśmy się wyprowadzać tę piłkę, zamiast grać na jeden, dwa kontakty.
Bardzo rozgoryczony po meczu był natomiast trener Wierzycy, który porażkę swojego zespołu przypisał błędnym decyzjom głównego sędziego.
– uważam, ze bardzo wiele błędów popełnił sędzia dzisiejszego spotkania. Ewidentny rzut karny na początku meczu; w przerwie pan sędzia przeprasza, ale za co przeprasza, skoro punkty idą. Potem tracimy trzy bramki, gonimy, jest 2:3, wynik na styku, zostaje 10 minut do końca, wszystko może się zdarzyć. I jak pan sędzia mógł nie zobaczyć: ewidentny faul na obrońcy, kopie gościa, nasz gracz leży na ziemi, idzie na pusty strzał, 4:2, wiadomo, wtedy zespół się sypie i jest koniec, mecz jest zamknięty. Jedyne, co mi pozostaje, to pogratulować zwycięzcy trzech punktów – mówi Michał Anslik.
Na jedną kolejkę przed zakończeniem rundy jesiennej o krótkie podsumowanie rundy poprosiliśmy prezesa Gryfa Słupsk S.A. Pawła Kryszałowicza:
– Przed sezonem odeszło od nas kilku czołowych zawodników, sami nie wiedzieliśmy, jak będzie wyglądał zespół. Przyszło dużo nowych chłopców, ale nie o takiej jakości, jak do tej pory, wszystko jednak zaczęło funkcjonować dobrze. Dzisiaj jesteśmy po przedostatnim meczu, nie przegraliśmy meczu w rundzie, choć oczywiście nie daje to pewnej pozycji lidera. Możemy być jednak zadowoleni.
Wygrana z Wierzycą przesunęła słupszczan na trzecie miejsce w tabeli IV ligi Pomorze. Na ostatni mecz w rundzie jesiennej Gryf uda się w sobotę, 23 listopada, do Wdy Lipusz. (opr. jwb)