Rybacy w Ustce na kilka godzin zablokowali swoimi kutrami wejście do portu. To protest przeciwko zakazowi rekreacyjnego połowu dorsza atlantyckiego.
Od 1 stycznia na morzu Bałtyckim zacznie obowiązywać dyrektywa Komisji Europejskiej, która zakazuje rekreacyjnego połowu dorsza atlantyckiego. Do tej pory ograniczenia dotyczyły tylko jednostek prowadzących połów za pomocą sieci, ale teraz, aby chronić populację ryby, wprowadzono bardziej restrykcyjne prawo. Dla armatorów prowadzących turystyczny połów na tzw. wędkę to katastrofa, ponieważ tracą jedyne źródło dochodu. Rybacy mieli dostać od rządu rekompensaty, ale ostatecznie zostali z niczym.
– Zostaliśmy jak gdyby z ręką w nocniku – mówi Bolesław Adamowicz, armator – bo rozmowy były prowadzone z rządem tak, że dostaniemy osłony lub że część jednostek 12 plus, które mogą poławiać do 2023 roku, pójdzie do kasacji. Mniejsze jednostki miały otrzymać osłony socjalne. Teraz przy rozmowie w poniedziałek wyszła sprawa, że dyrektor Wrona w departamencie rybołówstwa powiedział, że dla nas pieniędzy nie ma. Przedtem z rozmów wynikało, że na pewno pieniądze dostaniemy.
Armatorzy są zdania, że nie tylko oni ucierpią na wprowadzonym ograniczeniu. Zakaz może też uderzyć w branżę turystyczną w kurortach, czyli w hotele i restauratorów. Koszty posiadania kutra rybackiego są bardzo wysokie. Samo miesięczne utrzymanie jednostki, nie licząc załogi, to 10 tysięcy złotych. Wielu rybaków, aby rozkręcić swój biznes, specjalnie zaciągnęło wysokie kredyty. Teraz zostają z nie lada problemem.
– Rząd przed wyborami obiecywał, po wyborach trochę obiecywał, nagle w zeszłym tygodniu stwierdził, że nie ma dla nas nic. Może w pierwszym kwartale, może w drugim kwartale znajdą się jakieś pieniążki. Nasze rodziny, statki – koszty utrzymania, a to duże statki, są potworne. Dla nas głównym produktem jest dorsz. Mamy już plan, mamy powołany sztab kryzysowy, strajkowy. Rozpoczynamy dzisiaj – to pokazanie dla rządu, czy się rząd zainteresuje. Jeżeli się nie zainteresuje, to w najbliższych dniach jesteśmy w Warszawie, a wkrótce szykujemy się z jedną z dużych organizacji ekologicznych do blokowania portu w Gdyni i gazoportu w Szczecinie – zapowiada Wojciech Sikorski, jeden z armatorów. – Mogą do nas strzelać, niektórzy są tak zdesperowani, mają kredyty obrotowe rzędu 8-10 tysięcy na zakup jednostek i z dnia na dzień zostali po prostu wysadzeni. Unia Europejska zabrania im działalności gospodarczej. Sytuacja jest w tej chwili bardzo napięta.
Rybacy uważają, że połów dorsza na wędkę w żadnym wypadku nie zagraża jego populacji. Odłowy prowadzone w ten sposób są znikome w porównaniu z połowami sieciowymi.
– Poławianie dorsza na wędki jest humanitarne – mówi rybak Stanisław Łukaszuk – dorsz może się złapać, ale nie musi, więc i ta ochrona, i sportowa rywalizacja – wydaje mi się, że to nie jest szkodliwe w kontekście ochrony dorsza.
Dzisiejszy protest odbył się we wszystkich portach rybackich na polskim wybrzeżu. Jeśli dwugodzinna akcja ostrzegawcza nie przyniesie zmian korzystnych dla armatorów, należy się spodziewać bardziej zdecydowanych działań z ich strony. (opr. jwb)