Jak sprawiedliwie naliczać opłaty za odprowadzanie śmieci – od mkw. powierzchni gospodarstwa domowego czy może od ilości zużytej wody, skoro zawodzi system płatności od osoby? Mieszkańcy jednego z budynków starego miasta zaproponowali swoje rozwiązanie.
Od kiedy wprowadzony został wspólny dla całego kraju system segregacji odpadów, nazywany rewolucją śmieciową, pojawiły się różnice w opłatach za odprowadzanie surowców i śmieci zmieszanych. Odpowiedzialność za tę gospodarkę przeniesiona została z zarządców nieruchomości na gminy. Tym samym to one mogą ustalać stawkę za odbiór nieczystości, mnożąc ją następnie przez liczbę osób w gospodarstwie domowym, ilość zużytej wody lub liczbę metrów kwadratowych powierzchni mieszkalnej. Usługę odbioru poszczególnych frakcji wykonuje firma wyłoniona przez samorząd w przetargu publicznym. Ci, którzy deklarowali sortowanie domowych odpadków, płacili mniej, ci, którzy oddawali je zmieszane – więcej. W Słupsku wysokość kwot za gospodarowanie komunalnymi śmieciami zależy od rodzaju deklaracji, jaką składali zarządcy budynków i liczby osób zamieszkujących dany lokal. Po kilku latach testowania tego rozwiązania okazuje się jednak, że śmieci przybywa, a liczba mieszkańców spada. Ktoś musi więc dołożyć do funkcjonowania całego systemu.
Nie dość przekonuje teza o coraz większej produkcji domowych śmieci. Luka najprawdopodobniej wynika z braku ewidencji mieszkańców rzeczywiście przebywających na terenie miasta. Jak ich jednak policzyć, skoro zarządcy nieruchomości czy też wynajmujący mieszkania nie zgłaszają faktycznych danych i nie dopełniają obowiązków wynikających z meldunku? Przy tym sami urzędnicy nie mają pomysłu na skuteczne weryfikowanie zasobu lokatorskiego. Nikt nie lubi podwyżek, a na razie po takie narzędzia rozwiązywania niedoboru w rachunkach za gospodarowanie odpadami sięga wobec mieszkańców samorząd. Tymczasem lokatorzy jednej z kamienic starego miasta mają swoją propozycję sprawdzenia, ile osób zamieszkuje dany lokal – powrót do instytucji dozorców domu, którzy znają swoich sąsiadów i wiedzą, kto gdzie mieszka. Przy tym doglądają drobnych napraw czy większych remontów, i za to otrzymują od wspólnoty pensję. Taki współczesny pan Popiołek. Pozostaje tylko pytanie, co z domkami jednorodzinnymi, w których trudniej o taką weryfikację. Być może więc w tej sytuacji zmiana taryfy opłat liczonych od zużycia wody w gospodarstwie domowym okazałaby się jednak wyjściem optymalnym. Ale do tego miasto nie jest jeszcze przygotowane. (jwb)