Samorządowcy z Pomorza Środkowego spotkali się na konferencji w Słupskiej Izbie Przemysłowo-Handlowej w sprawie likwidacji urzędu morskiego. Na spotkaniu nie pojawili się przedstawiciele administracji rządowej.
Przedstawiciele samorządów, na terenach których pasem nadbrzeżnym administrował Urząd Morski w Słupsku spotkali się w Izbie Przemysłowo-Handlowej, aby rozmawiać o konsekwencjach jego likwidacji. Rozmowa była raczej jednostronna, ponieważ na konferencji nie pojawił się nikt z Ministerstwa Gospodarki Wodnej i Żeglugi Śródlądowej. Mimo to samorządowcy postanowili zabrać głos w obronie urzędu i jego pracowników.
– My nie jesteśmy w stanie w Słupsku ich zagospodarować – mówi prezydent Krystyna Danilecka-Wojewódzka. – To strata finansowa i intelektualna, to wielka wartość, czasami przez nas samych nieuświadamiana. Mówi się wyraźnie w pismach, które otrzymaliśmy, tylko o zatrudnieniu pracowników niżej wykształconych, tego szczebla operacyjnego. To mówi się wprost i naprawdę nie ma innej oferty. Wreszcie mówi się o tym w sposób niesprecyzowany, że będą dojeżdżali do Gdyni i do Szczecina, jeśli dostaną takie propozycje. Do Szczecina jedzie się cztery godziny w jedną stronę, już widzę te radosne twarze osób, które się zdecydują, że codziennie tam i z powrotem będą jeździć. To jest osiem godzin w podróży i osiem godzin pracy. Do Gdyni – dwie godziny jazdy.
Poruszono także temat delegatur urzędów morskich w Szczecinie i Gdyni, które mają zastąpić reorganizowaną słupską placówkę. Nadal oficjalnie nie wiadomo, jak miałyby podzielić się pracownikami i kompetencjami obecnego urzędu w Słupsku.
– Jesteśmy tu w gronie osób, które nieraz też podejmują trudne decyzje – mówi Paweł Lisowski, starosta powiatu słupskiego. – Tworzyłem w tym roku Centrum Usług Wspólnych dla jednostek oświatowych i z góry musiałem wiedzieć, jak będzie funkcjonowała ta administracja. Wszystkie osoby, które w szkołach pracowały jako kadrowe i księgowe, z wyprzedzeniem co najmniej półrocznym wiedziały, czy będą miały pracę w Centrum, czy nie. Natomiast tutaj mamy do czynienia z taką sytuacją, że delegatury zostaną powołane później, więc tak naprawdę pracownicy Urzędu Morskiego w Słupsku nie mają pewności, będą czy nie będą mieli zatrudnienia. To wątek społeczny, natomiast generalnie delegatury mają wykonywać zadania zniesionego urzędu, więc moim zdaniem ta zmiana struktury organizacyjnej, reforma administracji morskiej, do końca nie jest przemyślana. My byśmy oczekiwali, żeby informacja dotycząca delegatur, lokalizacji, gdzie będą usytuowane, jakie kompetencje będą miały, była podana z wyprzedzeniem. Liczba etatów to podstawa każdej reorganizacji.
Z informacji, które pojawiły się na spotkaniu, wynika, że w Słupsku ma być powołana tylko gdyńska delegatura. Gdzie będzie reprezentowany Szczecin, tego nie wiadomo. Natomiast pracownicy mają być rekrutowani na podstawie indywidualnych rozmów kwalifikacyjnych.
– Związkowcy i pracownicy wystosowali do pana ministra łącznie pięć pism. Na żadne nie otrzymaliśmy odpowiedzi, jedynie ostatnio przyszło lakoniczne pismo – myślę, że wszyscy adresaci dostali to samo – w którym zawarte są kłamstwa, ponieważ kłamstwem jest to, że odbyły się liczne konsultacje ze związkami zawodowymi. To nieprawda. Pan minister spotkał się dwukrotnie z jednym związkiem zawodowym, a w urzędzie funkcjonują dwa. Poza tym to nie była rozmowa, tylko pan minister oznajmiał, że nie zmieni swojej decyzji i na tym koniec – mówi Anna Sędzińska, pracownica likwidowanego urzędu.
Urząd Morski w Słupsku funkcjonował 65 lat. Decyzją ministra gospodarki wodnej i żeglugi śródlądowej przestanie istnieć 1 kwietnia. (opr. jwb)