Zrzut wody dokonany przez elektrownię doprowadził do katastrofy ekologicznej w jeziorze Głębokim, znajdującym się w Parku Krajobrazowym Dolina Słupi. Spółka Energa zarządzająca elektrowniami nie widzi w tym swojej winy. Władze parku w tej sprawie zawiadomiły już prokuraturę i Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska.
O katastrofie władze parku zostały poinformowane przypadkiem przez kajakarzy, którzy zaobserwowali znaczne obniżenie lustra jeziora. Woda w zbiorniku opadła o 2,5 metra, odsłaniając znaczną powierzchnię dna, a woda cofnęła się od linii brzegu o 20 metrów. Na domiar złego wokół unosił się straszliwy fetor rozkładających się setek tysięcy małży i innej fauny wodnej. Zdaniem przyrodników za całą sytuację odpowiedzialna jest elektrownia, która w nieprawidłowy sposób spuściła wodę, wyrządzając ogromne szkody cennemu przyrodniczo obszarowi.
– Zostało to odsłonięte w sposób gwałtowny, tak szybki, że zwierzęta denne, zamieszkujące dno jeziora, takie jak małże, ślimaki, ikra ryb, bardzo wiele skorupiaków, których już nie było, bo prawdopodobnie zostały wyjedzone przez zwierzęta leśne, po prostu zginęły. Śladami świadczącymi o tym, że są to właśnie trupy małży i ślimaków, są skorupy. Natomiast takie zwierzęta, które nadawały się do zjedzenia, czyli np. ryby czy raki, zostały zjedzone – mówi Marcin Miller, kierownik oddziału i główny specjalista w Parku Krajobrazowym Dolina Słupi.
Spółka Energa, która zarządza elektrowniami w swoim komunikacie informuje, że tempo opuszczania wody ze zbiornika było zgodne przepisami. Według pracowników Parku Krajobrazowego Dolina Słupi sytuacja wygląda zupełnie inaczej, a spółka mija się z prawdą.
– Na pewno elektrownia złamała pozwolenie wodnoprawne, chociaż cały czas twierdzi, że nie mogła tego złamać – mówi Piotr Miller. – I tu musimy powiedzieć o jednej bardzo ważnej kwestii. Pozwolenie wodnoprawne określa szybkość opuszczania lustra wody w jeziorze i wyznacza je maksymalnie na poziomie pół metra na dobę. Jeżeli te 50 centymetrów podzielimy przez 24 godziny, to daje nam tempo opuszczania wody dwa centymetry na godzinę. Według danych literaturowych, jeśli tak byłoby to zrobione, to wszystkie słabo chodzące zwierzęta, pełzające po dnie, najbardziej małże, zdążyłyby z tą cofającą się wodą zejść i nie byłoby tej śmierci. One pozostawały na brzegach w ilościach porażających – mamy zdjęcia i filmy z tego jeziora, można obejrzeć, jak to wyglądało. Jednoznacznie jest to dowodem, że zostało to zrobione w sposób gwałtowny, czyli zostało złamane pozwolenie wodnoprawne.
Do końca nie wiadomo też, co stało za decyzją elektrowni o spuszczeniu z jeziora tak wielkich ilości wody. Podczas wizji terenowej pracownicy elektrowni mówili o awarii i konieczności zachowania bezpieczeństwa. Natomiast rzecznik spółki wyjaśnia to planowanymi pracami remontowymi. Wyszło także na jaw, że pracownicy elektrowni nie mają wiedzy o obowiązujących przepisach wodnoprawnych.
– To była taka luźniejsza rozmowa, gdzie tłumaczyłam, przyznając rację, że rzeczywiście państwo zachowali zgodnie z pozwoleniem wodnoprawnym poziomy wahań wody, natomiast pomięli jedną kluczową kwestię tego pozwolenia, czyli tempo spuszczania wody, które w tym wypadku wynosi pół metra na dobę. I wtedy usłyszałam, tak trochę pod nosem: no, nie wiedziałem, ze takie tempo jest – mówi Elwira Ahmad, starszy specjalista ds. ochrony środowiska w Parku Krajobrazowym Dolina Słupi.
Park Krajobrazowy Dolina Słupi zdecydował się w tej sprawie podjąć kroki prawne. Na policję została już zgłoszona zaistniała szkoda w środowisku i możliwość popełnienia przestępstwa z artykułów 181 i 187 kodeksu karnego. O szkodach w środowisku powiadomiono też dyrektora Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Jezioro Głębokie to drugi największy zbiornik w parku o powierzchni około 113 ha. (opr. jwb)