Pierwsze dwa dni listopada wiążą się z odwiedzinami miejsc pochówku członków rodzin, ludzi bliskich i znajomych. Te wędrówki wiążą się ze wspomnieniami, spotkaniami przy grobach i refleksjami nad sprawami dalekimi od doczesności.
Święto Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny mają szczególny wymiar dla mieszkańców naszego regionu i terenów, które po II wojnie światowej nazywano ziemiami odzyskanymi. To tutaj trafiali przesiedleńcy z przedwojennych kresów i spustoszonych zawieruchą wojenną innych regionów Polski. Tutaj zaczynali swoje życie układać od nowa, z tą ziemią bratać się coraz liczniejszymi grobami kolejnych pokoleń. Najczęściej nie mieli możliwości powrotu do miejsc, w których tkwiły ich korzenie. Najczęściej takiej możliwości nie maja także ich dzieci, wnukowie, prawnukowie.. Taką okazją nie były nawet listopadowe święta dedykowane tym, którzy odeszli. Pozostawały wspomnienia, znicze palone na cmentarzach pod krzyżami, przydrożnymi kapliczkami czy zapalane na bezimiennych, opuszczonych obcych grobach. Wszystko z wiarą, że na miejscach pochówku ich bliskich też ktoś zapali świeczkę pamięci.
Obecne pokolenia bliżej mają do swoich korzeni. Niekiedy muszą pokonać setki kilometrów, by uczcić pamięć o swoich przodkach, ale ta możliwość istnieje. Trudniej już o odwiedziny miejsc „z dawna odjechanych”, skąd wywodzą się ich pradziadowie, dziadkowie, a gdzie są ich rodzinne korzenie w postaci grobów antenatów. Nic dziwnego, że w te dni trakcie wielu spotkań rodzinnych na nekropoliach czy później w domach wracają opowieści o losach ludzi bliskich, a niekiedy tylko niegdyś poznanych lub przez nich wspominanych. To w imię pamięci o nich zapalane są te dodatkowe znicze na powszechnie dostępnych miejscach. Takich płomieni na pewno nie zabraknie i w tym roku, bo cześć dla przodków mieszkańców tych ziem daleko wybiega poza granice regionu, kraju…
Ryszard Hetnarowicz