Upublicznione przez słupski ratusz pismo pracowników Polskiej Filharmonii Sinfonia Baltica im. Wojciecha Kilara w Słupsku skierowane było do prezydent miasta Krystyny Danileckiej-Wojewódzkiej. Jego treść opatrzona została komentarzem kierownictwa ratusza – jak należy się domyślać z podpisu pod nim – zawierającym stanowisko wobec postawy autorów pisma. Oba dokumenty zamieściliśmy w środowym wydaniu naszego serwisu bez komentarza, ale zgłaszane przez czytelników wątpliwości i pytania wymagają odniesienia się przynajmniej do samych pism.
Trudno jest rozstrzygać o źródle sporu pomiędzy dyrekcją filharmonii a działającymi w niej związkami zawodowymi, jeżeli konflikt ten w formie sporu zbiorowego trwa od listopada zeszłego roku i do tej pory zwaśnione strony nie znalazły drogi porozumienia. Gdyby rzeczywiście chodziło tylko (i aż) o warunki pracy filharmoników czy zmianę na stanowisku dyrektora filharmonii, to racjonalne argumenty w postaci projektu nowej siedziby czy ustawy jasno określającej możliwe powody przerwania kadencji dyrektorskiej przez organ prowadzący instytucję, załatwiałyby sprawę na poziomie dyskusji merytorycznej. Nic dziwnego, że rodzi się pytanie, czy doszło do takiej rozmowy lub jakichkolwiek mediacji i kto w roli mediatora wystąpił lub powinien wystąpić. Już to wskazuje na przyczyny konfliktu tkwiące także w sferze emocjonalnej obu stron, a tę najtrudniej będzie wyciszyć i pogodzić.
Łatwiej natomiast odnieść się do przyczyny zwolnienia z pracy puzonisty, a zarazem funkcyjnego związkowca, ponieważ film o sytuacji muzyków orkiestrowych tej instytucji nakręcony z jego udziałem jest dostępny w mediach społecznościowych. Prawdą jest, że w sposób sarkastyczny, ironiczny, a niekiedy hiperbolicznie prześmiewczy, kreśli on warunki, w jakich pracują filharmonicy. Taka jest już formuła satyry, że posługuje się często przerysowaniem i wyolbrzymieniem problemów, zawsze dotyka jednak istoty, a tą – jak by nie patrzyć – jest brak sali koncertowej z zapleczem z prawdziwego zdarzenia. Prawdą też jest, że nie najzręczniej został ten film zrealizowany, a kilka scen trąci infantylizmem. Poza tym opublikowanie go przez profil związkowy tuż przed ciszą wyborczą – a jedną z bohaterek obrazu jest Krystyna Danilecka-Wojewódzka, która ubiegała się o wybór na drugą kadencję prezydencką – jest dowodem na całkowitą ignorancję w sprawach społeczno-politycznych osób zamieszczających go w mediach społecznościowych. W każdym razie ten film miał być powodem dyscyplinarnego zwolnienia muzyka z pracy, ponieważ – czego można się domyślać, czytając stanowisko kierownictwa ratusza – upubliczniał „kłamstwa, oszczerstwa, bezpodstawne zarzuty, które wpływają na ocenę jednostki, dyrektora filharmonii oraz Miasta Słupska”. Szkoda, że w ratuszowym komentarzu nie pojawił się żaden przykład manipulacji autorów filmu. Te przytacza jedynie dyrektorka filharmonii w publicznych wypowiedziach, ale ona jest przecież stroną sporu i ma prawo bronić swojego stanowiska na różne sposoby. Tak czy inaczej i co już publicznie wiadomo, o zasadności zwolnienia i jego zgodności z prawem rozstrzygać będzie słupski sąd pracy, o co zwrócił się zwolniony muzyk.
Pojawiają się też pewne niejasności co do przesłanego Prezydentowi Miasta Słupska pisma sprzeciwu grupy pracowników filharmonii. Nie wiedzieć czemu napisane ono zostało na firmówce Polskiej Filharmonii Sinfonia Baltica, która służy raczej oficjalnym pismom dyrekcji tej instytucji kultury. Nigdzie w piśmie nie jest też zaznaczone, że ma ono charakter listu otwartego, a więc przeznaczonego do upublicznienia. Wręcz przeciwnie. Autorzy wyraźnie zaznaczają, że poczuwają się do obowiązku powiadomienia nie kogo innego tylko panią prezydent o zaistniałej sytuacji. Ba, liczą na jej wsparcie jako prezydenta i organizatora instytucji. Pomimo to kierownictwo ratusza decyduje się przesłać ten dokument mediom i opatruje je komentarzem jednoznacznie solidaryzującym się z jego treścią. Wydaje mi się, że brak formuły listu otwartego skłonił ratusz do blurowania złożonych pod nim podpisów osób popierających dyrektorkę filharmonii oraz sprzeciwiających się postawie zwolnionego muzyka i reszty załogi. W ten sposób upubliczniono niby anonim z zapewnieniem, że widnieje pod nim trzydzieści podpisów imiennych. Rozumiem też argument sygnatariuszy pisma, którzy czują się zastraszani i boją się otwarcie mówić o swoich poglądach na temat tego konfliktu, ale trudno jest mi w takiej sytuacji zrozumieć przekazanie ich pisma do upublicznienia. Z podpisami czy bez w grupie siedemdziesięciu kilku osób pracujących w filharmonii bardzo szybko będzie wiadomo, kto podpisał się pod listem do pani prezydent. Jeżeli jedną z przyczyn tego konfliktu są wzajemne niechęci i antypatie, to w ten sposób zostały one tylko pogłębione.
Zdziwienie może budzić także to, że buntownicza postawa sygnatariuszy pisma ujawniła się dopiero po interwencji służb mundurowych podczas próby orkiestry. Jestem bardziej niż przekonany, że większość podpisów tych osób widnieje także pod pismem informującym o wszczęciu sporu zbiorowego. Może warto zastanowić się nad tym, czy ten spór zbiorowy ma jeszcze poparcie więcej niż połowy załogi, czy też jest sporem jednego lub dwóch związków zawodowych z pracodawcą?
I ostatnia sprawa, która zwraca uwagę w komentarzu ratusza. Została w nim wyrażona kategoryczna i jednoznaczna niezgoda na zachowania, „które mogą narażać naszych pracowników”. Otóż nie są to pracownicy ratusza, a jedynie pracownicy instytucji, dla której Gmina Miasto Słupsk jest organizatorem.
Swoją drogą, może warto byłoby jako mediatora w tym konflikcie zaprosić muzykę, bo ta potrafi – jak mawiał Jerzy Waldorff – łagodzić obyczaje. Nie mówiąc już o tym, że akurat ta sztuka operuje językiem uniwersalnym.
Ryszard Hetnarowicz