Roślina pistia rozetkowa, ryba przydenka żebrowata oraz żaba platana szponiasta trafiły w sierpniu na listę inwazyjnych gatunków obcych zagrażających bioróżnorodności. Oznacza to, że zakazane jest ich przetrzymywanie, sprzedaż czy też wwóz na teren Unii Europejskiej. Ewentualne miejsca ich występowania należy zgłosić administracji samorządowej w celu podjęcia niezbędnych środków uniemożliwiających ich rozmnażanie, rozprzestrzenianie się lub ucieczkę. Wprowadzenie trzech nowych IGO na listę UE być może zapobiegnie ich pojawieniu się w naszym regionie w skali, w jakiej gatunki inwazyjne dają o sobie znać. Bez trudu natomiast już teraz w naszym mieście i okolicy znaleźć można wiele innych przykładów IGO.
.
IGO, czyli inwazyjne gatunki obce, to rośliny, zwierzęta, patogeny i inne organizmy, które nie są rodzime dla danych ekosystemów i mogą powodować szkody w środowisku lub gospodarce. Występujące naturalnie na danym obszarze gatunki stają są zagrożone poprzez konkurencję pokarmową IGO, drapieżnictwo, przekazywanie patogenów lub zakłócenie funkcjonowania ekosystemów. Od 2 sierpnia 2024 roku kolejne trzy gatunki wpisane zostały na listę IGO, stwarzające zagrożenie dla różnorodności biologicznej na obszarze Unii Europejskiej. Chodzi o roślinę pistię rozetkową, rybę przydenkę żebrowatą i żabę platanę szponiastą. Z kolei w 2027 roku spis uzupełni roślina z gatunku dławisz okrągłolistny.
.
– Inwazyjne gatunki obce są bardzo ekspansywne poza swoim naturalnym zasięgiem. Rozprzestrzeniają się, zabierając przestrzeń do życia rodzimym gatunkom – konkurują np. o siedlisko, pożywienie czy miejsca schronienia, wypierając je ze środowiska. IGO mają dużo lepsze strategie rozrodcze, szybciej się namnażają, nie mając naturalnych wrogów, dzięki czemu potrafią kolonizować znaczne obszary – mówi Elwira Ahmad, starszy specjalista ds. ochrony środowiska w Parku Krajobrazowym „Dolina Słupi”. – W przypadku roślin IGO wytwarzają bardzo dużo nasion, szybko dojrzewają, wiele gatunków wykazuje też działanie allelopatyczne, polegające na wydzielaniu do podłoża substancji chemicznych hamujących rozwój gatunków rosnących w bezpośrednim otoczeniu. Kiedy ewidentnie jakiś gatunek obcy zaczyna wypierać gatunki rodzime, zwiększając zasięg swojego występowania, wtedy nabiera cech inwazyjności.
.
Aktualnie na listach IGO w ramach rozporządzenia figuruje 119 gatunków, w tym 31 zagrażających bezpośrednio terytorium Polski.
.
– Rozporządzenie w sprawie inwazyjnych gatunków obcych stwarzających zagrożenie dla Unii i Polski zawiera listy gatunków podzielone na grupę gatunków „podlegających szybkiej eliminacji” i „rozprzestrzenionych na szeroką skalę”. Wpisanie gatunku do rozporządzenia skutkuje np. tym, że każdy, kto stwierdzi obecność w środowisku danego gatunku, jest obowiązany zgłosić ten fakt wójtowi, burmistrzowi czy prezydentowi miasta, i że występowanie gatunku pociąga za sobą obowiązek przeprowadzenia działań zaradczych – mówi Elwira Ahmad.
.
Wśród inwazyjnych gatunków obcych na ww. listach wymieniane są m.in. szop pracz, żółw ozdobny, nutria, barszcze Sosnowskiego czy Mantegazziego – potężne rośliny stanowiące bezpośrednie zagrożenie dla naszego zdrowia, a także wszechobecne rdestowce.
.
– Roślinami pospolicie występującymi są inwazyjne rdestowce – ostrokończysty, inaczej japoński, a także rdestowiec sachaliński. Trafia się także ich mieszaniec – rdestowiec czeski. Mają one pędy przypominające bambusy, dorastające nawet do 4 metrów wysokości. Można powiedzieć, że są to swego rodzaju ,,demony inwazji” – bardzo trudno jest je zwalczyć, odznaczają się ogromnymi zdolnościami regeneracyjnymi – mówi Elwira Ahmad. – Na przykład za granicą grunty, na których występują te rośliny, tracą na wartości. Kłącza rdestowców penetrują glebę na głębokość nawet do 3 metrów i także w promieniu kilku metrów się rozrastają. Aby pozbyć się tej rośliny, wydawać by się mogło, wystarczy usunąć kłącze z gleby. Jeśli jednak zostanie w niej nawet niewielki fragment kłącza – w przypadku rdestowca ostrokończystego jedyne 0,7 grama – może wyrosnąć nowa roślina. To bardzo trudna walka. W Słupsku jest sporo stanowisk rdestowców. Gatunek ten można znaleźć na wysokości akwaparku przy ulicy Grunwaldzkiej czy też np. w kierunku na Głobino, za stacją paliw. Przede wszystkim można się ich spodziewać w ogrodach działkowych lub w ich sąsiedztwie, bo gatunki inwazyjne sprowadzane przecież były dla cieszenia oka w tych miejscach, dopiero potem zaczęły z nich uciekać i rozprzestrzeniać się w środowisku naturalnym. Rdestowce pojawiają się też na posesjach – często były sadzone, aby przykryć np. niedoskonałości podwórzy. Rzeczywiście bardzo dobrze maskują – to roślina wysoka, mająca gęste, duże liście, stanowiąca rodzaj eleganckiej zasłony artefaktów podwórkowych. Usuwanie rdestowców to nie kwestia jednorazowej akcji w roku, tylko wieloletnia, żmudna walka.
.
Co warte podkreślenia, ze względu na głęboki i bardzo silny system korzeniowy obecność rdestowców, tak często widocznych w naszym krajobrazie, jest zdecydowanie niepożądana także na placach budów.
.
– Rdestowce to nie tylko zagrożenie dla naszej rodzimej przyrody, ale i np. dla inwestycji budowlanych – kłącza potrafią kruszyć mury, fundamenty. Dlatego też wspominałam, że grunty z ta ,,inwazyjną wkładką” tracą na wartości. To roślina bardzo uciążliwa i mimo że dla naszego zdrowia nie stanowi zagrożenia, to już dla majątku z pewnością tak. Na szczęście aktualnie inwazyjne rdestowce znajdują się w ww. rozporządzeniu, więc nie można ich ani posiadać – należy więc usuwać, ani nikomu przekazywać, a napotkane stanowiska trzeba zgłaszać włodarzom danego terenu. Nie wszyscy jednak zdają sobie z tego sprawę – przyznaje Elwira Ahmad, starszy specjalista ds. ochrony środowiska w Parku Krajobrazowym „Dolina Słupi”.
.
Oprócz rdestowców w Słupsku i okolicy pojawia się inna roślina, bardzo uciążliwa, pochodząca z Himalajów, która trafiła do Europy jako roślina ozdobna. Chętnie była sadzona ze względu na urodę swoich kwiatów.
.
– Z inwazyjnych gatunków roślin często spotykanych na naszym terenie i ujętych w ww. rozporządzeniu wymienić należy niecierpka gruczołowatego, inaczej himalajskiego, roślinę dosyć wysoką, dorastającą nawet do 3 metrów wysokości, z pięknymi różowymi kwiatami, najczęściej występującą wzdłuż brzegów rzek, na wilgotnych siedliskach – mówi Elwira Ahmad. – Owoce to wydłużone torebki, które pod wpływem dotyku wystrzeliwują nasiona nawet na odległość około 5 metrów, wiec gatunek szybko się przemieszcza, szczególnie gdy nasiona trafią do cieku. Samych nasion jest bardzo dużo, co sprawia, że brzegi cieku często są wprost usłane łanami niecierpka gruczołowatego. W tym gąszczu trudno, aby mogły rozwijać się inne gatunki roślin.
.
Znana jest także uprawiana początkowo jako roślina ozdobna kolczurka klapowana, która potrafi kolonizować naturalne obszary, zagłuszając inne rośliny.
.
– Kolczurka klapowana, gatunek pnącza dość często rozprzestrzeniający się wzdłuż cieków. Sadziło się ją także, aby pięła się po płocie, wielu z nas znane są owoce przypominające kolczaste ogórki. To gatunek inwazyjny, podlega takim samym procedurom, jakie stosowane są w odniesieniu do inwazyjnych rdestowców czy barszczów. Nie można już go posiadać i przekazywać, jest gatunkiem z ministerialnej listy. W swoich owocach ma miąższ i cztery nasionka. Jeśli taki „ogórek” dostanie się do rzeki, to transportowany jest z jej nurtem, aż wyrzucony na brzeg daje początek nowemu stanowisku. Na naszym terenie kolczurka klapowana jest spotykana, ale nie widać tak dużej skali inwazji jak np. w przypadku niecierpka gruczołowatego – mówi nasza rozmówczyni.
.
Pośród gatunków obcych, dla których naukowo stwierdzono inwazyjność, są też takie, które z różnych względów nie zostały wprowadzone do rozporządzenia.
.
– Wymienia się tu np. naparstnicę purpurową, która zwodniczo potrafi zachwycić swoją urodą, jednak stanowi zagrożenie dla rodzimej flory. Mało kto wie, ale także nawłocie kanadyjska i olbrzymia należą do gatunków inwazyjnych, nieujętych na liście IGO w rozporządzeniu. Rośliny te złocą wszelkie ugory, przydroża – niestety ogrody też – jesienią, gdy wiele gatunków już przekwitło. Wtedy działają na nas jak swoiste antydepresanty. Rosną łanowo, w bardzo dużym zwarciu. Były sadzone m.in. jako pożytek dla pszczół. Przykłady można mnożyć – mówi Elwira Ahmad. – Natomiast spotkałam się też z sytuacją, że działkowcy jako rośliny inwazyjne wymieniali perz czy też podagrycznik, tłumacząc, że rosną gromadnie, ciężko się ich pozbyć. Często po prostu rodzime gatunki, uciążliwe w zwalczaniu, zaburzające estetykę ogrodu, postrzegamy jako inwazyjne. Jednak są to nasze gatunki rodzime, które w pewnych warunkach potrafią być ekspansywne, ale nie inwazyjne. Co warto więc zapamiętać – termin „inwazyjny” należy kojarzyć z gatunkiem obcego pochodzenia.
.
Nasza rozmówczyni zwraca uwagę na bardzo ciekawe wydawnictwo Zaborskiego Parku Krajobrazowego „Zamień nawłocie na malwy przy płocie”. Ujęte zostały w nim informacje na temat gatunków inwazyjnych pospolicie występujących oraz gatunków alternatywnych, które można wprowadzić do ogrodu, aby pozbyć się tych pierwszych. Pozycja zwłaszcza przydatna dla działkowców.
.
Warto też przypomnieć, że posiadacze zwierząt, które znalazły się na liście gatunków stwarzających zagrożenie dla Unii lub Polski, mają obowiązek pozyskania zezwolenia na ich czasowe przetrzymywanie. Jeśli zwierzę znalazło się na liście unijnej, swój wniosek należy skierować do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Zwierzęta stwarzające zagrożenie dla rodzimych ekosystemów, ujęte na polskiej liście, podlegają kontroli regionalnych dyrekcji ochrony środowiska.
.
Joanna Wojciechowicz-Bednarek