Radny Bogusław Dobkowskie nie po raz pierwszy zwraca uwagę na fakty wstydliwe dla rządzących Słupskiem. Tym razem w swoim zapytaniu zasygnalizował prezydentowi miasta nieczynną windę umożliwiającą dotarcie do Wydziału Współpracy, Kultury i Promocji Miasta UM w Słupsku.
Około 10 lat temu zmodernizowaliśmy dom rodzinny Otto Freundlicha przy ulicy Tuwima 34. Miał on służyć różnym celom, a obecnie znajduje się tam między innymi, na najwyższej kondygnacji Wydział Współpracy, Kultury i Promocji Miasta. Oczywiście w ramach modernizacji wyposażono kamienicę w skromny, tani dźwig osobowy, no i cóż, a no nic, bo dźwig ten jest przeważnie nieczynny, a ostatnio, jeśli dobrze pamiętam, od ponad pół roku. Na drugie piętro, choćby po kartę mieszkańca ludzie by się jakoś wdrapali po schodach, ale często to są emeryci, a schody drewniane, zabytkowe, zabiegowe, które na dzisiaj nie odpowiadają normom budowlanym i standardom bezpieczeństwa, że o inwalidach i osobach starszych już nie wspomnę. No cóż, kultura i promocja… słowa, słowa, słowa.
W swoim zapytaniu radnego Bogusław Dobkowski przywołuje doświadczenia z pracy zawodowej. Pisze, że w budynkach średniowysokich przy ulicach Romera, Szczecińskiej i Andersa zamontował około 40 lat temu 37 wind, które do dziś funkcjonują, a firma konserwująca dźwigi miała jedną dobę na naprawę główną. Zwraca też uwagę na to, że często odwiedza wydział mieszczący się w budynku przy ulicy Tuwima i jako niewierzący w cuda ma nadzieję, że w XXI wieku taki problem techniczny, organizacyjny, a może finansowy, nasz urząd w końcu rozwiąże.
Oczekuje też odpowiedzi od Prezydenta Miasta Słupska na następujące pytania:
1. Kto w ratuszu odpowiada za funkcjonowanie takich urządzeń, jak przedmiotowy dźwig osobowy?
2. Jakie fatum wisi nad tym dźwigiem ?
3. Kiedy ostatecznie zostanie on uruchomiony i zlecony profesjonalnej firmie pod stałą konserwację?
Inna sprawa, że trudno pokładać wiarę w to, że winda nagle ruszy, jeśli nie stało się to po wcześniejszych sygnałach od pracowników i odwiedzających kamienicę Otto Freundlicha. A może takie sygnały ginęły gdzieś po drodze do ratusza i dopiero upór radnego spowoduje, że dotrą? (opr. rkh)