Adam Treder, lat 50, z wykształcenia ekonomista, prezes Zarządu Energa Operator w Słupsku, radny Rady Miejskiej w Słupsku, członek klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości.
Co skłoniło przedstawiciela władzy uchwałodawczej, zbiorowo odpowiedzialnej za miasto, do próby podjęcia się zadań władzy wykonawczej? Inaczej mówiąc, co zdecydowało o tym, że podjął Pan próbę przyjęcia na siebie odpowiedzialności personalnej i ubiega się o urząd prezydenta Słupska?
Chcę podjąć odpowiedzialność za lepsze i sprawnie funkcjonujące miasto. W porównaniu z innymi kandydatami na urząd prezydenta miasta mam najmniejsze doświadczenie samorządowe, bo tylko tę pięcioletnią kadencje jako radny miasta. Uważam to jednak za duży atut, gdyż nie przesiąkłem tymi formalnymi i nieformalnymi procedurami zarządzania miastem. Można powiedzieć, że na tym polu jestem świeżakiem, ale za to o bardzo bogatym doświadczeniu zawodowym. Mam na sprawy miasta inne spojrzenie niż obecna pani prezydent czy moi kontrkandydaci na ten urząd. Moje doświadczenie zawodowe pozwala mi widzieć, że tym miastem można inaczej zarządzać. Chodzi nie tylko o kwestie związane z prowadzeniem spraw wewnętrznych miasta. Uważam, że taka osoba jak prezydent miasta powinna mieć większy wpływ na szersze spektrum spraw związanych z otoczeniem gospodarczym, biznesowym. Nie dotyczy to tylko spółek miejskich, takich jak PGM, PGK czy MZK, bo prezydent sprawuje nad nimi nadzór, a one mają swoich menadżerów, chociaż i tutaj bardzo istotna jest pomoc z ratusza w rozwiązywaniu problemów tych spółek. Wsparcie menadżerów w znacznym stopniu ułatwiłoby ich funkcjonowanie. Przyglądałem się temu przez pięć lat i doszedłem do wniosku, że to podejście trzeba zmienić i to na różnych szczeblach, nie tylko gospodarczym, bo i w opiece społecznej, a także w kulturze i sporcie. Obserwując to z pozycji radnego podjąłem decyzję, że będę kandydował, ponieważ chcę i potrafię to zmienić.
A co konkretnie wymaga poprawy i co Pan chciałby zmienić?
Trudno powiedzieć, co jest takim kluczowym elementem, ponieważ miasto ma szerokie spektrum działalności. Mamy dużo do poprawienie, jeżeli chodzi o współpracę miasta z biznesem. Nie sposób jest żądać od przedsiębiorców podatków i opłat różnego typu, ale trzeba im ułatwiać funkcjonowanie w mieście. Pomijam już poszerzenie granic miasta i pozyskanie nowych terenów inwestycyjnych, do czego nasza formacja Prawo i Sprawiedliwość się przyczyniła, ale chodzi także o współpracę z innym jednostkami rządowymi, dzięki czemu pozyskane zostały tereny, które w tej chwili są uzbrajane i w przyszłości zostaną oddane pod zarząd Słupskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Chodzi generalnie o współpracę z przedsiębiorcami. Oni aktywnie uczestniczą w życiu miasta. To są sponsorzy naszych klubów sportowych, działalności kulturalnej i oświatowej. W ślad za tym powinna iść oferta miasta dotycząca ułatwiania im bieżącego funkcjonowania. Mamy takich przedsiębiorców, którzy działają dwadzieścia, trzydzieści i więcej lat, a nie ma woli miasta, żeby im zainstalować na drodze gminnej dwie lampy oświetleniowe czy ułatwić poprowadzenie dojazdu poprzez zgodę na wypłaszczenie terenu. Przytaczam takie drobne elementy, ale nawet w takich sytuacjach nie ma ukłonu miasta w stronę przedsiębiorców.
To tyle może o współpracy z przedsiębiorcami, a jeżeli chodzi o opiekę społeczną, to nawet w tej kadencji nasz klub wnioskował o zaplanowanie w budżecie miasta środków na budowę domu opieki wytchnieniowej. Widzę potrzebę i celowość powstania takiego ośrodka, który po wybudowaniu zostałby przekazany w zarządzanie organizacji pozarządowej. To jest realna pomoc dla naszych mieszkańców. Chcemy też doprowadzić do tego, żeby powstał kolejny dom dzienny opieki społecznej dla seniorów. Chyba każdy widzi, że nasze społeczeństwo – nie tylko w Słupsku – starzeje się i musimy zadbać o naszych seniorów. Przecież gdy byli w sile wieku pracowali na rzecz miasta, mieli swój wkład w jego rozwój i rzecz nie na tym polega, żeby teraz powiedzieć: macie swoje emeryturki i radźcie sobie. Nie taka jest rola miasta.
Spójrzmy dalej. Mamy takie dziedziny życia jak sport czy kultura. One są kosztochłonne, ale uważam, że ich funkcjonowanie powinno być właściwie finansowane przez miasto. Z jednej strony chlubimy się osiągnięciami naszych sportowców, a z drugiej nie dostrzegamy, że niejednokrotnie nie mają oni pieniędzy na podstawowe rzeczy. Kluby mają poczucie niesprawiedliwości, dlatego chcemy, żeby finansowanie szkolenia młodzieży było na jasnych, prostych zasadach. Stąd idea bonu sportowego, który trafiałby do klubu za każdym podejmującym trening i trenującym młodym zawodnikiem ze Słupska. Byłoby ich więcej, klub dostawałby więcej. Mniej szkolących się zawodników, mniejsze wsparcie. Tutaj naliczanie i rozliczanie byłyby proste.
To są sprawy dotyczące bezpośrednio mieszkańców Słupska, ale miasto prowadzi także politykę wykraczająca poza jego granice administracyjne. Chociażby sięganie po tereny innej gminy, co budzi szereg kontrowersji. Jak według Pana powinno to przebiegać, by ograniczyć konflikty do minimum? Czy istnieje szansa współpracy?
Jeżeli chodzi o gminę Redzikowo, to nie będzie taki łatwy proces z uwagi na to, że w toku są dwa konkurencyjne wnioski dotyczące granic administracyjnych Słupska. A co do współpracy, to jestem spokojny. Mam na tym polu też niemałe doświadczenie jako przedsiębiorca, gdyż prowadząc takie spółki jak PKS, firmy transportowe, to współpraca odbywała się głównie na poziomie samorządów. To były rozmowy z burmistrzami, wójtami o tym, jak tę komunikację zbiorową prowadzić, by zabezpieczała interesy mieszkańców wszystkich gmin. Myślę, że ze współpracą sobie poradzę, natomiast jeżeli chodzi o kontrowersje wokół powiększania miasta, to uważam, że ich źródło tkwi jeszcze w roku 2006. W pierwszej próbie zmiany granic administracyjnych. Tej lekcji nie odrobiły ani obecne władze Słupska, ani samorządy lokalne takich gmin jak Redzikowo czy Kobylnica. Już wtedy jedno nie pozostawiało wątpliwości. Miasto jest za małe i musi powiększyć swoje granice, żeby się rozwijać. Ówczesne zaniechanie tych działań było błędem. Nasza komisja stanęła przed wyjątkowo trudnym zadaniem, ponieważ czas naglił. Zbliżały się wybory i złożenie wniosku w terminie późniejszym mogło się równać z odłożeniem jego rozpatrzenia do czasu po wyborach i rozpoczęcia pracy przez nowy rząd. Stąd zdecydowaliśmy się działać szybko. Tak czy inaczej, gmina wiedziała o naszych przygotowaniach przynajmniej pół roku wcześniej, więc nie było to żadnym zaskoczeniem. Tym bardziej, że urząd miasta występował do władz gminnych o informacje, do których nie miał dostępu. To oczywiste, że każdy wolałby przeprowadzać taki proces w zgodzie, ale zawsze będzie tak, że tracącemu tereny będzie to nie w smak. Jest to jednak proces z punktu widzenia miasta konieczny.
W swoich wystąpieniach wiele uwagi poświęca Pan komunikacji zbiorowej, myślę tu o MZK. Czy korzysta Pan z jej usług i skąd to zainteresowanie?
Obecnie sporadycznie, ale znajomość akurat tego tematu mam dobrą. Pomijając kierowanie przez mnie firmami transportowymi, to swego czasu byłem nawet kierowcą MZK. Znam więc to zarówno od strony pracowniczej, jak i organizacyjnej. Jeżeli ktoś obserwuje posiedzenia rady miejskiej, to na pewno zauważył moją aktywność jeżeli chodzi o komunikację miejską. I nie od roku czy półtora, kiedy zaczęło się źle dziać w MZK, ale znacznie wcześniej. Wielokrotnie sygnalizowaliśmy, że miasto źle zarządza tą spółką miejską, Źle sprawuje nadzór nad tą spółką. Przede wszystkim nie jest partnerem. Jeżeli miasto jest stuprocentowym właścicielem spółki, to nie może udawać, że tej spółki nie ma. Mam takie poczucie, że miasto czasami z tą spółką nie chciało mieć nic wspólnego. Tymczasem komunikacja miejska funkcjonuje dzięki pracownikom, ich poświęceniu i wyrzeczeniom. Ona dobrze funkcjonuje, ale chcemy ją usprawnić. Ona nie potrzebuje rewolucji. Ona potrzebuje ewolucji. Jestem przekonany, że potrafię pomoc zarówno organizatorowi, czyli ZIM-owi, jak i samej spółce i te interesy pogodzić.
Czego mogą spodziewać się słupszczanie po prezydencie miasta Adamie Trederze?
Przede wszystkim wykorzystywania szerokiego doświadczenia zawodowego i zdobywanego przy współpracy z ludźmi. Nie pracowałem tylko w jednej spółce i jednej branży. Od branży transportowej przeszedłem do paliwowej, a teraz pracuję w branży energetycznej. Uważam, że doświadczenie wyniesione ze spółek państwowych, spółek prawa handlowego stanowi duży potencjał. Przy okazji jest to znajomość rynku biznesowego, co przy zarządzaniu miastem jest bardzo przydatne. Mogę zadeklarować mieszkańcom Słupska, że miasto będzie przeze mnie sprawnie zarządzane.
A jeżeli będą co do tego wątpliwości i mieszkańcy będą chcieli je zgłosić, to drzwi gabinetu prezydenta będą dla słupszczan otwarte?
Oczywiście. Jeżeli tylko nie będą mnie absorbowały obowiązki wynikające z pełnionego urzędu, to drzwi dla rozmówców będą otwarte. Nigdy nie unikałem problemów. Uważam, że trzeba je poznać i rozwiązywać. Prowadzić dialog z mieszkańcami, a ten w chwili obecnej jest na niskim poziomie. Można to usprawnić, ponieważ są instrumenty, są narzędzia, które temu służą. Chociażby elektroniczne i to nie tylko w zasobach urzędowych. Dysponują nimi organizacje pozarządowe, wspólnoty czy spółdzielnie mieszkaniowe, z którymi o problemach słupszczan można rozmawiać. Jest też taka forma jak konsultacje społeczne, ale nie mogą one być prowadzone w godzinach pracy urzędu. Ludziom trzeba dać wrócić z pracy, zjeść posiłek, a potem spotkać się z nimi, by omówić ważne miejskie sprawy. Mieszkańcy chcą mieć wpływa na rozwój swojego miejsca życia, tylko trzeba im to umożliwić.
Dziękuję za rozmowę.
Ryszard Hetnarowicz
Fot. autor