Mieszkańcy Słupska muszą się uzbroić w cierpliwość i dłużej poczekać na zapowiadany rower miejski. Magistrat obiecuje, że stacje z jednośladami pojawią się w mieście, na razie jednak problemem jest ich cena.
We wrześniu 2017 roku u zbiegu ulic Kopernika i Sienkiewicza zainstalowano pierwszą w Słupsku stację rowerów do wypożyczania. Choć była to tylko skromna próba, wówczas zapowiadano, że to początek rowerowej rewolucji w mieście. Firma, która za darmo użyczała jednośladów, po miesiącu zwinęła rowery i od tego czasu słuch o projekcie zaginął. Po prawie dwóch latach od pokazu nadal nic się w Słupsku nie zmieniło. Urząd tłumaczy, że problemem są pieniądze.
– W Polsce projekt działa bardzo dobrze, w kolejnych jest wdrażany – mówi Robert Linkiewicz, dyrektor Wydziału Polityki Transportowej Urzędu Miejskiego w Słupsku. – Wiele miast ma możliwość uzyskania dofinansowania z różnych źródeł, u nas w województwie te środki są niestety ograniczone i my akurat nie możemy aplikować o wdrożenie tego systemu. Niemniej jednak cały czas się rozglądamy, jak to zrobić, aby była faktycznie efektywność. Jedna stacja – wiemy to była tylko pokazówka i od początku mieliśmy świadomość, że nie będzie efektu wow!, że to po prostu się nie sprawdzi, jeśli miałoby to być rozwiązaniem docelowym.
Prace nad wdrożeniem w Słupsku roweru miejskiego mają w magistracie trwać. Dyrektor wydziału polityki transportowej podkreśla, że prezydent miasta Krystyna Danilecka-Wojewódzka zapowiada wdrożenie projektu, choć nie wymienia jeszcze dokładnego terminu realizacji całego przedsięwzięcia.
Ratusz na razie nie może na ten cel pozyskać środków unijnych, a wydatki na obsługę systemu są dla urzędu zbyt duże. Z dokonanych analiz wynika, że koszt wprowadzenia stacji jednośladów sięga około 1,5 miliona złotych rocznie, dlatego magistrat musi rozglądać się za możliwością pozyskania na ten cel funduszy zewnętrznych. (opr. jwb)