Najgorsza jest obojętność, kiedy ginie cząstka natury. Cieszą więc reakcje mieszkańców na wycinkę drzew w mieście, bo to oznacza, że ochrona środowiska naturalnego nie jest tematem obojętnym. Czasami jednak decyzje o usunięciu drzew nie mogą podlegać negocjacjom.
W marcu mieszkańcy miasta wnieśli do prezydent Słupska i rady miejskiej petycję o zaprzestanie prowadzenia wycinki drzew nad Słupią. Petycja nie zastopowała działań, choć kilka okazów udało się ochronić i ostatecznie zamiast 174 drzew pod topór trafiło około 160, stojących w kolizji z prowadzonymi nad rzeką pracami rewitalizacyjnymi. Reakcja mieszkańców może napawać optymizmem, bo temat ochrony przyrody okazał się nieobojętny. Czasami jednak, co oczywiste, decyzje o wycince nie podlegają negocjacji. Dotyczy to drzew chorych i sytuacji zagrażających bezpieczeństwu. Usuwanie roślin z przestrzeni miasta prowadzone jest według ustalonych kryteriów.
– W pierwszej kolejności usuwane są drzewa rzeczywiście zagrażające bezpieczeństwu, w drugiej kolejności te drzewa, które kolidują z sieciami – mówi Paweł Krzemień, kierownik referatu rewitalizacji UM w Słupsku. – Oczywiście można założyć, że przyjdą Wodociągi albo inwestor od wodociągów czy gazowników, okopie te drzewa, położy sieci, ale wiadomo, że to zaburza statykę tego drzewa. Nie można przymknąć na to oka, bo upadające drzewo kogoś uszkodzi, przygniecie, zniszczy mienie i wtedy oczywiście pretensje będą do miasta, do inwestora. W trzeciej kolejności pojawia się estetyka. Faktycznie są takie miejsca, gdzie dość nieopatrznie posadzono drzewa i zasłaniają one oś widokową. Ale tu zawsze, zapewniam państwa, jeśli w ratuszu prowadzone są takie dyskusje, to są one bardzo burzliwe, bo mamy też takie osoby, które uznają, że oś widokowa nie jest wartością, że przyroda jest ważniejsza. I dopiero w efekcie tego wszystkiego, wypadkowości tych czynników, powstają te projekty.
Na każde wycięte drzewo sadzonych jest wielokrotnie więcej sztuk nowych roślin, choć żadne sadzonki, nawet w sporej liczbie, nie są w stanie wyrównać strat wynikających z usunięcia dużego okazu. Z porównań, których dokonują przyrodnicy, wynika, że jeden duży buk produkuje tyle tlenu, co mniej więcej tysiąc siedemset 10-letnich małych buków. Drzewa także nawilżają i oczyszczają powietrze, wytłumiają hałas miasta. Zmieniający się klimat i mała ilość opadów nie pozostają jednak bez wpływu na ich kondycję. W ubiegłym roku w parku Waldorffa nieoczekiwanie runął zdrowo wyglądający kasztanowiec, teraz zamiera potężny okaz przed I LO.
– I liceum to – wiadomo – kasztanowce, wręcz ikoniczny obraz. Przed tym budynkiem jest drzewo, które zostało zachowane, a dwa lata temu w okresie bezwietrznym zrzuciło potężny konar. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Było wówczas oceniane jako jeszcze w miarę w dobrej kondycji – mówi Paweł Krzemień. – Natomiast obecnie, jeśli państwo podejdą przed I LO, pierwszy kasztanowiec, i włożą jakiś patyk w to drzewo, to ono jest wewnątrz praktycznie puste. Przed nami znowu ocena specjalistów, czy to drzewo jeszcze da się uratować, czy może stwarza ono już na tyle zagrożenie, że należy je usunąć. Byłaby to wielka strata dla krajobrazu tego obszaru. Oprócz tego na skwerze Pierwszych Słupszczan, gdzie przecież żadne prace się nie toczą, dwie lipy w wieku kilkunastu lat – a więc w tym najbardziej życiodajnym okresie – właśnie uschły. Bez żadnego powodu.
Słupsk nosi miano zielonego miasta i taki jego wizerunek chcą zachować władze miejskie. Najstarsze drzewa w Słupsku, w parku Waldorffa, w alei Sienkiewicza czy nad Słupią mają swój przedwojenny rodowód.
– Często te drzewa mają ponad sto lat i w celu ich zachowania, co warto podkreślić, w ramach projektów przewidziane są prace pielęgnacyjne czy prace wzmacniające kondycję tych drzew, stąd między innymi na Szarych Szeregów, na terenie bulwarów, przy najstarszych drzewach będę przeprowadzane procesy mikoryzacji, a więc zaszczepiania w glebie specjalnych gatunków grzybów, które powodują, że te drzewa mają tak naprawdę większą bazę pokarmową i to poprawia ich kondycję. Także więc pod tym względem robimy wszystko, żeby kondycję tych drzew zachować – drzew, które w zależności od gatunku mają jeszcze przed sobą często długi okres, chociażby lipy, które słyną z długowieczności, czy platany, które również potrafią wiele lat przeżyć. Ale są też takie gatunki, które po osiągnięciu tego wieku stu lat naturalnie zamierają, niezależnie od tego, czy są w przestrzeni miejskiej, czy w przestrzeni naturowej, czy w rezerwacie. Pamiętajmy jednak, że miasto to miasto, a nie rezerwat i kiedy pojawia się zagrożenie, odpowiednia decyzja musi zostać podjęta – mówi kierownik referatu rewitalizacji.
Zielona infrastruktura stanowi duży kapitał Słupska. O zielonym mieście mówią nie tylko jego mieszkańcy, ale i turyści. Niestety, co smutne, drzewa w mieście szybciej niż gdzie indziej umierają. (jwb)