W sobotę w Słupsku odbyła się impreza z graffiti w roli głównej. Ściany na podwórku pomiędzy ulicami Niemcewicza a Małachowskiego przyozdobione zostały dziełami sztuki ulicznej.
Historia słupskiego street artu sięga poprzedniego wieku. Tym razem artyści z wielu miast spotkali się na podwórku pomiędzy ulicami Niemcewicza a Małachowskiego.
– Tym razem była to inicjatywa oddolna wynikająca z narzekania: „W tym Słupsku to nic nie robi się dla grafficiarzy, nic się nie dzieje”. Ta rękawica rzucona w stronę Słupskiego Ośrodka Kultury została podjęta i we współpracy z grafficiarzami, sponsorami – bo bez tego nie mogło się obyć – udało się Masakra jam między ulicami Niemcewicza a Małachowskiego przeprowadzić. Grubszy Esfa tworzył oprawę muzyczną tego wydarzenia, a Łukasz wziął na swoje barki przygotowanie ścian. Mieszkańcy natomiast poczuli się gospodarzami i przynosili w trakcie tego wydarzenia wodę czy kawę. Wylegli też na balkony i oglądali, jak przebiega to malowanie. Wieczorem, kiedy zbliżało się już do końca, komentowali, który najbardziej im się podoba. Przeważało jedno zdanie: jest lepiej, niż było – mówi Jolana Krawczykiewicz, dyrektor SOK-u. – Na ścianach garaży, które najpierw zostały pokryte podkładem, aby wyrównać wszystkim kolor, każdy z grafficiarzy swoim tagiem określił fragment muru i te tagi własnie, bardzo różnorodne, bardzo kolorowe, można teraz podziwiać. Można odwiedzić ulicę Małachowskiego czy Niemcewicza, wejść w podwórko i zobaczyć na garażach, jak całość wygląda.
Tagi – artystyczne podpisy graficiarzy – często mają charakterystyczne płynne kształty. W mieście w wielu miejscach można zobaczyć graffiti tworzone przez pojedynczych artystów. Rzadkością są jednak tak zwane jamy. Są to imprezy, na których spotyka się duża liczba graficiarzy w celu zamalowania większego obszaru. Na jednym z poprzednich jamów w 2013 roku ozdobiony został płot przy ulicy Grottgera. (opr. jwb)