Stan wielu miejskich mebli, jak przyjęło się te sprzęty określać, budzi wiele zastrzeżeń mieszkańców. Podkreślają oni, że w chwili ich pojawiania się w przestrzeni publicznej mogą budzić podziw, gorzej jednak już po pewnym czasie ich używania.
– Nie zawsze jest to wina wandali czy chuliganów – mówi pan Mirosław, słupszczanin od urodzenia. – Wiele lat, bo ponad 20 spędziłem w Anglii, a przed dwoma laty wróciłem do Słupska. Proszę mi wierzyć, że jeżeli coś instaluje się w przestrzeni publicznej na Wyspach i ma to służyć wszystkim, to jest to utrzymywane w należytym stanie. Nie czyni się tego na pokaz, a u nas mam wrażenie, że właśnie na pokaz. Stawia się na przykład ławki w parkach, ale już na pomalowanie ich po pewnym czasie nie ma pieniędzy. Albo chęci. Dziwne…
Dzisiaj dotarł do naszej redakcji kolejny sygnał o takim właśnie stosunku władz miasta i wyspecjalizowanych służb do „mebli miejskich”, bo chyba za takie można także uważać urządzenia na placach zabaw. Na jednym z nich – całkiem niedawno oddanym do użytku – przy ulicy Hubalczyków, elementy zabaw dziecięcych wyraźnie nadgryzł ząb czasu. Ich nie najlepszy stan może być także wynikiem niedbałego wykonania, ale w to można powątpiewać. Przecież Słupsk słynie z rzetelnego i wnikliwego odbioru inwestycji. Odpowiedzialnym za nadzór inspektorom nie umknie najdrobniejsze uchybienie w sztuce wykonawczej. Tak więc niewątpliwie to czas niedbale zamocował blachy zjeżdżalni dla najmłodszych (co widać na zdjęciu) i w każdej chwili mogą oni stać się pacjentami szpitalnego oddziału ratunkowego. Natomiast na chuliganów należy zwalić winę za zdemontowanie innego elementu zabawowego, przez co dzieci mogą spokojnie spadać na piach z wysokości wysokiego parteru, zamiast schodzić po drabinkach albo korzystać ze zjeżdżalni.
Jest nadzieja, że te uwagi Zarząd Infrastruktury Miejskiej w Słupsku potraktuje jako zgłoszenie usterek i w trybie pilnym je usunie.
Ryszard Hetnarowicz
Fot. Joanna Wojciechowicz-Bednarek