Tłusty czwartek to jedyny dzień w roku, kiedy bez wyrzutów sumienia można do woli objadać się słodkościami, zwłaszcza pączkami. Epidemia nie wpłynęła na tradycję i w tym roku słupszczanie równie chętnie sięgali po lukrowane wypieki.
Tłusty czwartek rozpoczyna ostatni tydzień karnawału przed wielkim postem. Tradycyjnie w tym dniu pozwalamy sobie na nieco więcej słodkości niż zazwyczaj. W piekarniach królują przede wszystkim pączki wypiekane z najróżniejszymi nadzieniami, ale też faworki i ptysie.
– Pączki pieczone są nocą, u nas tradycyjnie z różą, ale także z adwokatem czy budyniem, jednak z różą są to pączki tradycyjne – mówi pani Joanna z Piekarni Szyca. – Jak co roku tych właśnie pączków zeszło bardzo, bardzo dużo.
Dziś raczej mało kto odmawiał sobie odrobiny słodkości. Wielu klientów od razu decydowało się na kupno kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu sztuk. Były jednak też osoby, które nie chciały przesadzać z nadprogramowymi kaloriami.
– Kupiłam dla siebie trzy – mówi słupszczanka, pani Irena – ale w domu mam jeszcze dwa. Ale więcej nie kupię.
– Ja zjem około pięciu pączków – mówi pan Bartek, którego spotkaliśmy przed piekarnią. – Ale kupuję też dla rodziny, dla babci, dziadka i mamy, która z pracy wróci później.
Teraz przyjdzie czas na spalanie energetycznego nadmiaru, bo słodkości słodkościami, ale o zdrowiu nie należy zapominać. (opr. jwb)