W Urzędzie Miejskim w Słupsku odbyło się spotkanie z himalaistką Miłką Raulin, najmłodszą Polką, która zdobyła Koronę Świata. Miłośniczka wspinaczki wysokogórskiej opowiedziała o swoim projekcie Siła Marzeń i pokonywaniu przeciwności.
Miłka Raulin to najmłodsza Polka, który zdobyła najwyższe szczyty świata, w tym oczywiście Mount Everest. To właśnie Korona Ziemi, wejście na wszystkie najwyższe góry na każdym kontynencie. Jest ich dokładnie dziewięć na siedmiu kontynentach. Himalaistka, aby zrealizować swój cel, musiała podjąć się nie tylko ogromnego wysiłku fizycznego, ale także organizacyjnego. Najważniejszą sprawą było zdobycie środków na wyprawę. Jak mówi Miłka Raulin, łatwo nie było, bo zanim znaleźli się sponsorzy wysłała około 6 tys. próśb o wsparcie. Chodziła też od drzwi do drzwi. Teraz prowadząc projekt Siła Marzeń namawia innych do realizacji swoich pragnień, nawet jeśli wydają się niemożliwe.
– Pokazuje to, że absolutnie każdy z nas może zrealizować najbardziej szalone pomysły – mówi Miłka Raulin. – Trzeba mieć tylko plan i zgodnie z nim postępować. Moją wewnętrzną misja w trakcie projektu i już po nim jest, żeby udowadniać nie tylko młodym ludziom, że marzenia są strasznie istotne, strasznie ważne. One powodują, że nie mamy takiego schematu: poniedziałek, poniedziałek, poniedziałek. Poza tym istotne jest, żebyśmy na horyzoncie mieli jakiś cel. I to będę starała się przekazać młodym ludziom, którym potrzebne są autorytety, a żyjemy w takim świecie, że mamy ich dosyć mało. Jeżeli wszystko potraktuje się jako projekt, będzie miał on początek, koniec i punkty przesiadkowe to nawet najbardziej szalone pomysły jesteśmy w stanie zrealizować.
Wydaje także książki, w których opisuje swoje zmagania ze zdobyciem najwyższych gór świata. Sama siebie nie uważa za himalaistkę, ale trudno odmówić tego tytułu osobie, która zdobyła Koronę Ziemi. Prywatnie pracuje na etacie jako inżynier trakcji kolejowej, a swoje marzenia o wspinaczce realizowała korzystając ze zwykłego urlopu. Samo przygotowanie do wyjazdów także na początku było niezłą szkołą, ale mocą determinacji pokonała wszystkie przeszkody.
– Dzisiaj wiem, że były błędy – przyznaje Miłka Raulin. – W pewnym momencie zaczęłam chodzić na różnego rodzaju kursy. Sprzętu nie było właściwie do ostatniego momentu. Ostatnie wyprawy na Piramidę Carstensz czy Mount Everest to były bardzo kosztowne wyprawy. Wszystkie pozostałe robiłam z jakiegoś tam własnego budżetu albo z tak zwanego crowdfundingu i były to wyprawy totalnie low-costowe. Spałam za pól dolara na jakiejś pryczy, jadłam miskę ryżu… Tak, żeby przetrwać, gdzieś dolecieć, dojechać. Kiedy ten projekt wszedł w tak wysoko budżetową fazę, to nie obyło się bez sponsorów. To był taki moment, kiedy trzeba było mieć sprzęt wysokogórski. A tak to się pożyczało od kolegów. Ja rozmiar XXS, oni XXL, ale trudno. Tę kurtkę miałam trochę za dużą.
Miłka Raulin po zdobyciu Korony Świata szykuje dla siebie kolejne wyzwania. W najbliższym czasie chce udać się do Nowej Zelandii, gdzie czekają na nią kolejne szczyty. (opr. rkh)