Kłopoty z dojazdem i parkowaniem w okolicy przychodni lekarskich przy ulicy Jana Pawła II w Słupsku sygnalizowane były wielokrotnie. Trzeba było jednak kampanii wyborczej i interpelacji międzysesyjnej, by ratusz to dostrzegł i natychmiast zareagował.
W życiu samorządów jest taki czas, gdy interpelacja radnego może, jak się okazuje, zdziałać cuda. To czas kampanii wyborczej. Między sesjami jeden z radnych zapytał, kto i dlaczego postawił na placu przylegającym do przychodni lekarskich słupki ograniczające kierowcom manewry. Z gabinetów lekarskich i rehabilitacyjnych korzystają osoby niepełnosprawne, a możliwości zaparkowania auta są dużo mniejsze niż potrzeby. I w tym miejscu pojawił się cud. Słupski ratusz błyskawicznie znalazł winnego, a kto nim jest, można już było się domyślić. Nikt. Słupki postawiono bez wymaganej zgody miejskich zarządców i „Zarząd Infrastruktury Miejskiej w Słupsku zlecił ich likwidację”. Szybkość reakcji rzeczywiście granicząca z cudem, jeśli porówna się ją z miesiącami ważoną decyzją, co zrobić z wybudowanym bezprawnie wyjazdem spod Biedronki stojącej na granicy miasta i Siemianic.
Warto skorzystać z okazji, że oczy ratusza skierowane są w stronę zakątka Słupska widocznego z prezydenckich gabinetów. Niedawno zakończył się remont ulicy Jaracza, ale nikt z decydentów nie zwrócił uwagi na problem dojazdu pacjentów do gabinetów lekarskich i petentów do urzędów mieszczących się w budynku po byłym urzędzie wojewódzkim. Zgodnie z organizacją ruchu właściwie nikt nie powinien tam wjeżdżać poza uprzywilejowanymi, a miejsca na sporych rozmiarów parkingach brak. Wnioskować z tego można, że wszystkie te pojazdy mają identyfikatory lub należą do PGM-u, albo też prowadzone są przez inwalidów. Chyba tak, bo wszystko dzieje się po okiem miejskich strażników. Jeżeli jest inaczej, to może zlikwidować bezsensowne ograniczenia? Przynajmniej z kierunku ulicy Lutosławskiego, by od strony placu Zwycięstwa nie ryzykować korków.