K6 INFO – LOKALNY SERWIS INFORMACYJNY REGIONU SŁUPSKIEGO

Kulisy poszerzenia miasta

0

Od 25 lipca znamy decyzję Rady Ministrów dotyczącą powiększenia Słupska o część terenów sołectwa Bierkowo, Strzelino i Płaszewko. W międzyczasie władze miasta podzieliły się szczegółami dotyczącymi niełatwych negocjacji z Urzędem Gminy Słupsk. Zapowiedziano też powielanie wniosków o dalsze poszerzenie granic miasta.

Decyzja Rady Ministrów dotycząca wniosku Urzędu Miejskiego Słupska w sprawie powiększenia granic administracyjnych miasta zapadła 25 lipca. Od tego czasu wiadomo, że z dniem 1 stycznia 2023 roku Słupsk powiększy swoją powierzchnię o część sołectwa Bierkowo, Strzelino i Płaszewko. Będzie to zysk o 22%, co odpowiada pozyskaniu 9,56 km kw. Będą to tereny inwestycyjnie, ważne gospodarczo, ale niezamieszkałe. Władze miasta, w tym także większość radnych, którzy dyskutowali o decyzji rządu podczas zeszłotygodniowej sesji, nie ukrywają, że ambicje i aspiracje były większe. Owszem, miasto zarobi dodatkowe miliony w skali roku z tytułu pozyskanych terenów, ale już nie z podatków dochodowych PIT i CIT. A właśnie na odzyskaniu dawnych mieszkańców miasta – dziś mieszkających m.in. w domkach 3-tysięcznych Siemianic – władzom tracącego demograficznie Słupska najbardziej zależało. Rząd jednak uwzględnił wielki opór społeczny mieszkańców gminy Słupsk i do miasta oprócz Siemianic nie zostaną też włączeni mieszkańcy Bierkowa. Trwająca od grudniowej uchwały Rady Miejskiej ponad półroczna batalia i przepychanki na linii Urząd Miejski w Słupsku – Urząd Gminy Słupsk skończyły się tzw. zgniłym kompromisem. Rozmowy i negocjacje między stronami były trudne i nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Władze miasta narzekają też na propozycje, które padły ze strony gminy, a które ich zdaniem były nie do przyjęcia.

Pierwsze, co chcieliśmy obalić to, co pojawiło się w mediach i oświadczeniu pani wójt, że zerwaliśmy negocjacje – mówi Marta Makuch, wiceprezydent Słupska. – Nie zerwaliśmy. Po prostu strony nie doszły do porozumienia. Ani miasto, ani gmina nie miały takiej propozycji, byśmy doszli do porozumienia. Najpierw była to propozycja przekazania kawałka lasu należącego do Agencji Mienia Wojskowego na terenie Płaszewka. Lasu, którego po szybkiej analizie, na pewno nie wycięlibyśmy po to, żeby tam w przyszłości robić inwestycje. Teren, który również nie należałby do nas.

Gmina stawiała też dodatkowe warunki. Chciała mieć gwarancję, że miasto w najbliższych latach nie będzie ponawiać wniosków o pozyskanie kolejnych terenów.

– Nawet, gdybyśmy przyjęli te propozycje, to gmina oczekiwała, że przez kolejne dziesięć lat nie będziemy się ubiegali o rozszerzenie granic miasta – informuje Marta Makuch. – Była też propozycja przekazania terenu, gdzie obecnie znajduje się wysypisko śmieci z deklaracją, że nie będziemy w żaden sposób w to wysypisko inwestować, korzystać z zewnętrznych środków, które pozwalałby nam na rozbudowę wysypiska.

Gmina proponowała też inne nieatrakcyjne tereny, których miasto nie mogłoby racjonalnie wykorzystać np. pod inwestycję mieszkaniową. Jeden z nich dotyczył terenu we Włynkówku.

– Otrzymaliśmy propozycję przejęcia działki należącej do rolnika, sąsiadującej bezpośrednio z mączkarnią, więc to dla nas żaden teren – wyjaśniła Marta Makuch.
Miasto też złożyło swoje propozycje. W pierwszej turze rozmów zaproponowano gminie rekompensatę finansową, która miałaby być wypłacana przez okres 5 lat. Gmina miałaby rocznie otrzymywać 3 mln na wydatki bieżące za Siemianice i 1 milion za Bierkowo. W perspektywie 5 lat byłoby to więc 20 mln zł. Gmina jednak stanowczo odrzuciła tę propozycję. Miasto chciało pójść na inne ustępstwa, w tym rezygnację z Płaszewka. Gmina jednak szła w zaparte.

Po drugiej stronie usłyszeliśmy, że nie oddamy ani kawałka, gdzie chociaż jedna osoba mieszka – mówi wiceprezydent Makuch. – Byliśmy w stanie rozważyć te propozycje, ale jednocześnie usłyszeliśmy, że nie oddamy również Płaszewka, gdzie nie ma mieszkańców na tej części, którą zaproponowaliśmy. W świetle tych propozycji nie byliśmy w stanie dogadać się.

Włodarze Słupska zapowiedzieli, że nie spoczną na tej niełatwej drodze do powiększenia granic miasta, które obejmie także tereny zamieszkałe. Podkreślono też, że od tego zależy nie tylko przyszłość Słupska, ale też i mieszkańców gminy Słupsk.

– Miasto jest na tyle zdeterminowane, że będziemy powielać nasze wnioski o rozszerzenie granic – podkreśla Marta Makuch. – To nie jest jakaś jednoroczna zachcianka czy wymysł. Poświęciliśmy na to niemal rok pracy. Wiemy jedno. Jeżeli miasto się nie powiększy, to również gmina Słupsk za kilka lat nie będzie miała gdzie jechać do pracy, nie będzie gdzie miała jechać na zakupy i również będzie skazana na to, że mieszkańcy gminy zaczną się wyprowadzać. Tym razem nie ze Słupska pod Słupsk, tylko ze Słupska i spod Słupska do takich ośrodków jak Trójmiasto, Koszalin czy jeszcze dalej.

Przypomnijmy, początkowo zakusy władz miasta dotyczyły przejęcia aż 6 ościennych sołectw gminy Słupsk: Bierkowa, Krępy Słupskiej, Płaszewka, Strzelina, Włynkówka, Siemianic oraz część sołectwa Swochowo – Niewierowo. Na początku lipca przedstawiono projekt rozporządzenia Rady Ministrów, który dotyczył przyłączenia do Słupska już tylko Siemianic i Bierkowa oraz części sołectwa Płaszewko. (opr. rkh)

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.