W najbliższy weekend zmieniamy czas na zimowy. W nocy z soboty, 29 października, na niedzielę przesuwamy wskazówki zegarka z godziny trzeciej na drugą. Zysk – pośpimy dłużej. Za to słońce schowa się po południu już o 16.20, co niekoniecznie przysporzy nam korzyści. Szybciej zapadające ciemności powodują u wielu osób rozdrażnienie, nadmierną senność czy rozregulowanie rytmu dobowego. Sprawiają też, że mamy mniej energii do działania.
Pomysłodawcą idei wykorzystania przestawienia zegarków był Benjamin Franklin, który pisał o potrzebie wcześniejszego wstawania i wcześniejszego chodzenia spać, aby móc pracować efektywniej. Był to wiek XVIII. Potem, na początku XX wieku Anglik William Willett obliczył, że przesunięcie czasu o 80 minut w okresie letnim pozwoliłoby zaoszczędzić na oświetleniu 2,5 miliona funtów rocznie. Jednak dopiero Niemcy i Austro-Węgry zrobiły pierwszy krok w tym kierunku i w kwietniu 1916 roku przestawiły u siebie wskazówki zegarów godzinę do przodu, by w październiku z powrotem je cofnąć. W kolejnych latach dołączały inne państwa.
Teraz w niemal 80 krajach na świecie praktykowana jest zmiana czasu. Taki zabieg ma przynieść przede wszystkim oszczędności energii elektrycznej dzięki efektywniejszemu wykorzystaniu światła dziennego czy też np. zwiększenie dochodów z turystyki. Nie wszyscy jednak podzielają to stanowisko, podnosząc, że koszty organizacyjne, logistyczne w związku z przestawianiem godzin, a przede wszystkim skutki dla zegara biologicznego człowieka nie rekompensują ewentualnych zysków ekonomicznych. (jwb)