Słupska czwartkowa scena dorosłego widza ma za sobą kolejną premierę. Wczoraj w Państwowym Teatrze Lalki Tęcza zaprezentowano publiczności po raz pierwszy „Noc żywych ballad”, spektakl zbudowany na motywach zaczerpniętych z „Ballad i romansów” Adama Mickiewicza.
Dla młodego widza są to odległe czasy, gdy świat rodzicielskich i babcinych wieczornych bajań zaludniały duchy, diabły, strzygi, topielce, wodniki, wisielce, wietrznice, morowe dziewice czy zwodnicze nimfy. Bywało, że opisywane były tak obrazowo i do tego stopnia pobudzająco wyobraźnię, że kilka godzin później mogły one nawiedzać w snach co wrażliwsze pacholę, ale nie tylko. Opowiadający czerpali wiedzę o nich i ich działaniach z wcześniejszych przekazów. Często też wzbogacali ich wizerunki o elementy bliskie teraźniejszości snutego opowiadania. Mnie utkwił w pamięci Dworowy, który biednemu, choremu gospodarzowi zaorał nocą pole, posługując się pegeerowskim… traktorem, bo koniem gospodarza przez noc by nie zdążył. Takie zabiegi powodowały, że przenikały się światy rzeczywistości i fantazji w sposób czytelny dla kolejnych pokoleń. Z biegiem lat wieczorne opowieści zastąpione zostały przez wszechmocne postaci z filmów fantasy, a jeszcze później przez bohaterów komputerowych gier. Zmieniały się również marzenia odbiorców tych opowieści. Już nie pragnęli – w zależności od rodzaju działania – mieć mocy dobrych lub złych baśniowych stworów, ale supermanów, batmanów czy jokerów lub chociażby Dartha Vadera.
Ten ponadczasowy świata marzeń i fantazji stał się punktem wyjścia dla twórców „Nocy żywych ballad” i do niego zaproszeni zostali widzowie. Aleksandra Skorupa, reżyserka i autorka scenariusza, sygnalizuje to swoistym prologiem w postaci napisanego przez siebie tekstu, w którym mowa jest o chęci bycia nimfą. Z tą mitologiczną, a później baśniową postacią wiążą się nierozdzielnie możliwości bytu w dwóch światach – rzeczywistym i fantastycznym, ale w tym spektaklu nimfa pojawia się się przede wszystkim jako obiekt miłości, alegoria pragnienia tego uczucia. Spełnienie tego życzenia staje się scenicznie możliwe dzięki pomysłom scenograficznym Joanny Braun. Weneckie lustro – w zależności od pozycji izolujące lub łączące oba światy – i folia pokrywająca scenę pozwalają na komponowanie przestrzeni teatralnej grą świateł (Tomasz Schaefer) i zwielokrotnionych odbić. W tej scenografii ciekawie prezentują się aktorskie kostiumy, których rodowód również można wywieść nie tylko z ludowych baśni, ale też – co podkreśla ich projektantka – ze świata fantazji Bolesława Leśmiana. Nierealność tego świata wzmacnia swoją muzyką Miłosz Sienkiewicz, a choreografią łączącą danse macabre z tańcem techno podkreśla Karolina Maciejewska. Wszytko to daje zespołowi aktorskiemu możliwość pokazania pełni swoich umiejętności. Alicja Gierłowska, Anna Rau, Ilona Zaremba, Iwo Bochat i Maciej Gierłowski doskonale interpretują poezję Adama Mickiewicza, zarówno w partiach śpiewanych, jak i mówionych. Publiczność może sobie przypomnieć takie ballady, jak „Romantyczność”, „Lilie”, „Rybka” czy „Świtezianka”, z których wybrane zostały najbardziej znaczące dla fabuły scenicznej fragmenty.
Epilog tego spektaklu należy również do autorskiej kwestii Aleksandry Skorupy i stanowi klamrę z jej prologiem. To samo pragnienie, ale w jakże innym wymiarze! Dzięki temu spektakl jest formą zamkniętą i… kolejną balladą, której treść może być odczytywana równie dobrze przez dorosłych, jak i młodzież.
Ryszard Hetnarowicz
Fot. Ryszard Hetnarowicz