K6 INFO – LOKALNY SERWIS INFORMACYJNY REGIONU SŁUPSKIEGO

Poszkodowani na miejskiej ślizgawce

0

Od wczorajszego późnego popołudnia do dzisiejszego ranka szpitalny oddział ratunkowy w Słupsku udzielił pomocy ponad 50 osobom poszkodowanym przez ślizgawice na miejskich chodnikach.

Jeszcze podczas wczorajszej konferencji prasowej władz miasta wiceprezydent Marta Makuch nie miała informacji o liczbie złamań czy innych uszkodzeń ciała spowodowanych miejską ślizgawicą. Miała też na dzieję, że do końca tego roku już tak będzie, choć przecież zapowiadana odwilż może okazać się bardziej niebezpieczna niż mróz.

– Jesteśmy na bieżąco z panią prezes PGK i jak tylko jest potrzeba, reaguje – zapewniała wiceprezydent Marta Makuch. – Tak było chociażby w ubiegłym tygodniu, kiedy śnieg zamarzł, zrobiły się bryły lodu i nie było to łatwe do odśnieżenia. Nie patrzyliśmy na to, czy to leży przy posesji prywatnej, czy nieprywatnej, tylko czy w ciągu komunikacyjnym. A za chwilę miał się rozpocząć jarmark. Jak trzeba, to odśnieżamy nawet ręcznie. Wydaje mi się, że nie jest dramatycznie, że nie jest szczególnie źle. Codziennie staram się po ulicach krążyć i nie widziałam takich sytuacji, żeby gdzieś kompletnie nie było odśnieżone. Skarg też nie ma. Do ratusza nie wpłynęła ani jedna skarga.

Zdecydowana większość chodników zapewne była odśnieżona, ale na pewno nie był na nich kruszony lód, a nawet nie był sypany chociażby piasek. Tuż po konferencji odwilż zaczęła robić swoje i sytuacja zmieniła się na bardzo niebezpieczną, przede wszystkim dla bezpieczeństwa pieszych. Marznąca mżawka tworzyła na chodnikach wyjątkowo śliską powłokę. W późniejszych godzinach mżawka zmieniła się w deszcz, który topił śnieg i odsłaniał kolejne połacie zlodowaciałej powierzchni. O tym, że przechodnie nie radzili sobie z tą ślizgawicą, przekonało się słupskie pogotowie ratunkowe już wieczorem, gdy miało ponad 20 interwencji. Do wtorkowego ranka liczba pacjentów przekroczyła 50 i na pewno do niej się nie ograniczy.

Trudno odwoływać się do podobnych sytuacji w latach – jak się mawia – słusznie minionych, bo wtedy znajdowały się łopaty, narzędzia do kruszenia lodu i byli ludzie, którzy potrafili to robić. Jeśli ich było mało, z pomocą przychodziło wojsko, a zdarzało się, że w Słupsku także słuchacze szkoły policyjnej. Wszystko chyba zależało od definicji sytuacji kryzysowej. Na szczęście teraz takiej nie ma, bo centrum zarządzania kryzysowego wcześniej ostrzegło i ludzie powinni uważać. Tym bardziej, że koparki i młoty pneumatyczne zastąpiły dawne szpadle, skuwacze i oskardy, a wojska też nie ma, bo trudno byłoby ogłosić „lodową mobilizację” chociażby żołnierzy WOT. Tylko ludzie na chodnikach chyba z tamtej epoki, bo nadal nie uważają i nie rozumieją zmian. Łamią ręce, nogi, doznają urazów głowy, zamiast zaopatrzyć się w czekan i raki, i przestać liczyć na czyjąkolwiek pomoc.

Ryszard Hetnarowicz

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.