Ubiegłoroczna kwietniowa sesja Rady Miejskiej w Słupsku przyniosła uchwałę o przystąpieniu do zmiany planu zagospodarowania przestrzennego „Kasztanowa”. Mieszkańcy tego obszaru miasta nie mogą pogodzić się z propozycją likwidacji terenów zielonych i przeznaczeniu ich pod zabudowę jednorodzinną. W ogłoszonych konsultacjach społecznych są zdecydowanie przeciwni tym zamiarom ratusza.
Temat przystąpienia do zmiany miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego „Kasztanowa” poruszony na ubiegłorocznej kwietniowej sesji nie wzbudził wśród radnych większego zainteresowania. Wynikało to przede wszystkim z argumentacji ratusza, która wyraźnie podkreślała wolę wyjścia naprzeciw oczekiwaniom mieszkańców tego obszaru miasta.
– Projekt na druku 30/4 dotyczy przystąpienia do opracowania nowego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego – mówił Maciej Araszkiewicz, dyrektor Wydziału Polityki Przestrzennej UM w Słupsku podczas sesji w kwietniu 2021 roku. – Miałby on zastąpić obecnie obowiązujący miejscowy plan „Górna”, który już w znacznym stopniu się zdezaktualizował. To jest dosyć stary plan i są problemy z działaniem na nim. Problemy dotyczą głównie wydzielania działek przydomowych, które zostały nieco inaczej zagospodarowane niż jest to wskazane w planie miejscowym, w związku z czym mieszkańcy nie maja możliwości dokupienia przedogródków, które już od lat są przez nich wykorzystywane, natomiast w związku ze zmianami ustawowymi ZIM musiałby naliczać im opłaty za zajęcie pasa drogowego, który jest wskazany w planie obowiązującym. Taka zmiana musi być dokonana, aby umożliwić tam funkcjonowanie przedogródków i mieszkań.
Taki cel dokonywanych zmian najwyraźniej spodobał się radnym, bo jednogłośnie przyjęli projekt uchwały. Widocznie nie przypuszczali, że kolejnym krokiem w propozycjach ratusza będzie będzie zmiana terenów zielonych na przykład przy ulicy Cyprysowej na tereny o funkcji mieszkaniowej. Aktualnie konsultacjom społecznym poddawany jest projekt zakładający możliwość zabudowy jednorodzinnej. Z tym nie mogą pogodzić się mieszkańcy, którzy od początku starali się dbać o miejskie pasy zieleni, uprzątnąć je, zagospodarować nasadzeniami i jeszcze za to wnosić do kasy miejskiej opłaty dzierżawne. Zdawali sobie jednak sprawę z tego, że dzierżawy są czasowe.
– Natomiast odnosiliśmy takie wrażenie, że skoro niektórzy już sześć lat dzierżawią ten teren i jest to teren zielony, to ten teren taki pozostanie – mówi Jacek Toporowski. – Chociaż do momentu, kiedy miasto będzie miało odpowiednie fundusze na inwestycje, żeby ten teren zielony przekształcić właśnie w park, zrobić chodnik, ścieżkę rowerową, siłownię, połączyć ten park z wąwozem. Wtedy nie byłoby problemu wyjąc te słupki, zabrać kawałek betonowych przepierzeń i wtedy zostanie trawa i mamy teren użyteczności publicznej. To pod tym kątem myśleliśmy, inwestując tutaj w trawniki, w nawadnianie czy w sadzenie jakichś krzaków. No i, tak jak pani mówiła, sprzątając i utrzymując. Zanim zaczęliśmy dzierżawić, strach było wypuścić dzieci. Mimo że był to teren miejski zielony, to z wyjątkiem jednego drzewa nic zielonego nie było. Myśmy tutaj sprzątnęli, zamawiali ciężarówki, które stąd wywoziły cały gruz pobudowlany, który był na tym terenie. To taka była myśl. Żaden z nas nie chce, nie oczekuje zwrotu za poniesione nakłady na ten teren.
Mieszkańcy są rozżaleni i uważają, że miasto wprowadziło ich w błąd.
– Starając się, pytając o możliwość wykupu, miasto odpowiadało nam, że nie odsprzeda nam nawet kawałka tego, bo to musi zostać jako pas zieleni – informuje Elżbieta Jędrzejczak. – Czyli nic nie można tam postawić, bo to będzie pas zielony. Z jednej strony byliśmy szczęśliwi, że tam nic już nie powstanie, nikt tego nie kupi ani my, a po prostu będzie tam teren zielony. Po pięciu latach jest zmiana i można ten teren przekształcić w działki budowlane.
– Miasto, które w każdym dokumencie strategicznym stawia na rozwój zieleni, robi w mieście trawniki zielone, bulwary, wszędzie nasadzenia, wszędzie ma być nacisk na ekologię – dodaje Jacek Toporowski. – Jednocześnie czeka na poszerzenie terenów inwestycyjnych, a jednocześnie koncentruje się na wykrawaniu najmniejszych kawałków nieruchomości po to, żeby je przekształcić w tereny mieszkaniowe. Mimo że wskazuje na to, że ilość mieszkańców będzie się zmniejszała i powiększenie tych terenów w ogóle nie jest potrzebne.
Obecnym właścicielom posesji przy ulicy Cisowej, którzy dzierżawią tereny zielone od miasta, trudno będzie przystąpić do przetargu i kupić je jako działki budowlane. Na przeszkodzie temu staną nie tylko problemy związane z geodezyjnym podziałem działek, ale również kwestie cenowe, które uniemożliwią im konkurowanie z deweloperem.
– Ta działka będzie działką budowlaną, więc to będzie w trybie przetargowym nie teren zielony, a teren budowlany – wyjaśnia Ireneusz Grocholski. – I mówimy o takiej cenie, cenie rynkowej pod budowę. To zupełnie inna cena niż cena za teren zielony.
Słupszczanie dbający do dzisiaj o mienie komunalne, pielęgnujący miejską zieleń i wzbogacający ją mogą za moment stać się biernymi obserwatorami tego, jak na terenach objętych ich opieką – w większości są to trawniki przed ich domami – wyrastają kolejne budynki mieszkalne. Ponieważ mogą mieć wysokość ośmiu metrów do kalenicy, skutecznie zasłonią słoneczne światło docierające do ich okien. Na wąskiej ulicy Cyprysowej, która teraz służy za drogę dojazdową niemal wszystkim zamieszkującym na tym osiedlu, staną kolejne samochody nowych mieszkańców, co uczyni ją nieprzejezdną. Największym jednak zmartwieniem pozostaje to, że zniknie teren zielony, ze względu na który zdecydowali się na zamieszkanie właśnie w tym miejscu. (opr. rkh)